Zayn Malik - One Direction

wtorek, 4 września 2012

Chapter 4

-No, Niall ? Co z tym teraz zrobimy? - To pytanie zadawałam już któryś raz z rzędu patrząc na Horana, który całkiem oniemiał i wachlował się tylko przeczytaną przed chwilą gazetą. Miałam ochotę nim potrząsnąć, czy coś w tym stylu, ale stwierdziłam, że chłopaczyna może dostać zeza od uderzenia, albo potrząsania, bo teraz niebezpiecznie zezował na drzwi. Jezu, niech on coś w tej chwili powie!
-Ja... kurde... Byłem pewien, że koleś jest czysty. To znaczy... Czysty to może dość nieodpowiednie słowo. Po prostu byłem pewien, że jest bardziej fair w stosunku do klientów, którzy mu płacą dodatkowo za stulenie pyska - ostatnią kwestię Niall niemal wycedził przez zęby. Tym razem zapragnęłam usiąść koło niego i go pocieszyć, ale w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to by było dość dziwne. Stałam więc dalej i obserwowałam z daleka lekko zaczerwienionego ze złości Horana.
-Nie ma co się pieklić. Po prostu musisz pogadać ze swoim managerem. Albo najlepiej od razu idź do telewizji i im oznajmij, że nic nas nie łączy. Nie chcę, żeby chodził za mną tłum rozwścieczonych Directionerek. Jak znajdą mojego Twittera to nie będę miała życia, bo hejtuję je jak mało kto. Więc może wstań z tego łóżka i zrób coś z tym. Albo powiedz, co trzeba zrobić, ja to zrobię - zapewniłam na wypadek, gdyby Nialla ogarnęły wątpliwości.
-Najlepiej to by było poudawać przez pewien czas, że faktycznie nas coś łączy, bo...
-Nie, nawet o tym nie myśl. Ja mam chłopaka i nie będę udawała, że się puszczam, tylko dlatego, żeby twoje fanki nadal cię kochały. Sorry koleś, ja nie z tych lasek - powiedziałam z chęcią opuszczenia pokoju blondyna, ale się powstrzymałam, bo wiedziałam, że tę sprawę trzeba załatwić jak najszybciej. Usiadłam na parapecie wyłożonym poduszkami. Jak na pokój należący do chłopaka, ten był zaskakująco przytulny. Na starannie pościelonym łóżku znajdowała się sterta puszystych poduszek. Na przeciwko łóżka znajdował się parapet, na którym właśnie siedziałam. Po mojej prawej stronie stała duża szafa, a obok biurko, które było chyba jedynym zaśmieconym miejscem w całym pokoju. Puste kubki po kawie, kartki z nutami i inne z tekstami oraz kilka płyt CD, puste kartki i obok długopisy, tak jakby Niall pisał do kogoś list, ale nie potrafił go skończyć. O biurko stała jeszcze oparta gitara. Na ogół pokój był dość mały, ale to sprawiało, że był naprawdę przytulny. Cały ten bałagan na biurku, poduszki na parapecie i na łóżku sprawiały, że czułam się jak u siebie w domu. I to na dodatek nie w tym londyńskim, tylko tym w San Antonio. Postukałam palcami prawej ręki o przedramię lewej ręki oczekując na odpowiedź blondyna.
-Ok, daj mi trochę czasu. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj to sprostuję. Jeżeli pytaliby cię o coś to mów, że się tylko kolegujemy, dobrze? - Poprosił, a mi zrobiło się lżej na sercu. Na całe szczęście Niall nie chciał mnie obarczać problemami, na które nie znałam lekarstwa.
-Niall, ale jest problem. Pewnie pod twoim mieszkaniem stoi masa fotoreporterów. Nie będę miała w ogóle życia - mruknęłam zrezygnowana. I tak wszystko już poszło w świat i minie jeszcze sporo czasu zanim z powrotem odzyskam moje dawne życie.
-Na to nic nie poradzimy - powiedział również zrezygnowany Niall. Nagle coś błysnęło w jego oku. - Wiem, wiem co zrobić. Tylko zostań u nas w mieszkaniu, dobra? Poproszę któregoś z chłopaków, żeby się tobą zajął, a ja skoczę szybko do naszego managera to skonsultować. Będziemy cały czas w kontakcie - zapewnił mnie z uśmiechem na swojej dziecięcej twarzy.
-Dobra, dobra. Nawet nie musisz żadnego tu przysyłać. Po prostu sobie posiedzę. I nie przejmuj się, nic nie ruszę. Usiądę sobie na parapecie i będę grać w gry na swoim telefonie.
Horan spojrzał na mnie z wahaniem. Chyba jednak kogoś przyśle, trudno będę musiała usiedzieć z jakimś oszołomem najbliższe - jak się zapowiadało - dwie godziny.
-Jeszcze jedna sprawa. Wiem, że znamy się krótko, ale tak sobie pomyślałem, że nie musimy się już witać zwykłym uściskiem ręki. Jesteśmy prawie przyjaciółmi. To dość dziwne, ale... - nie dokończył, bo pocałowałam go w policzek. A co mi tam! Niejedna laska na moim miejscu by tak zrobiła, a ja na dodatek znałam go od wielu stron. Spojrzałam na Nialla, który zaczerwienił się niebezpiecznie po czym odwrócił się i opuścił pokój ze spuszczoną głową. Opadłam delikatnie na łóżko chłopaka, po czym pogładziłam kołdrę. Nawet nie wiem, ile czasu siedziałam tak na łóżku jednego z piątki bożyszczy nastolatek. W końcu ktoś zapukał cicho do drzwi. Nie odezwałam się, bo nie zdążyłam. Zayn wpadł do pokoju jak burza.
-Sorry za ten wpad. Ten zrąb Harry mnie tu wepchnął - powiedział masując się po głowie, po której najwidoczniej oberwał. Zachichotałam cicho, co niestety nie uszło uwadze ciemnowłosego. Spojrzał na mnie pytająco.
-Wreszcie dostałeś po tym durnowatym łbie - zachichotałam ponownie, a Zayn spojrzał na mnie urażony. Usiadł na łóżku obok mnie i obydwoje przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na podłogę w milczeniu. W końcu Malik wyciągnął nogi i podkładając ręce pod głowę i przymykając oczy, położył się. Na początku chciałam pójść w jego ślady, ale potem się zorientowałam, jakby to wyglądało dla postronnego obserwatora. Po ciągnącej się wieki chwili, w której obydwoje milczeliśmy, wreszcie Zayn odezwał się otwierając jedną powiekę.
-Ej, w sumie to czemu ty jesteś dla wszystkich taka oschła? To znaczy generalnie to ja cię prawie nie znam, ale Niall nam opowiadał o waszym spotkaniu i uwierz, że żaden chłopak nie lubi być tak traktowany - spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem, jakby sam do siebie.
-Och, ty i te twoje mądrości. W necie jest pełno twoich zajebistych cytatów - powiedziałam akcentując tak, że słowo ,,zajebistych" wyszło na drwinę.
-No widzisz? Właśnie o to mi chodzi - chłopak teatralnie machnął ręką pokazując palcem w moją stronę.
-Sorry, ale zespół One Direction to ostatnie pięć osób, których zdanie mnie obchodzi - uśmiechnęłam, unosząc prawą brew ku górze.
-A jednak spotykasz się z Niallem i traktujesz go jak kumpla - znowu chciał się zamachnąć ręką, ale złapałam jego dłoń w swoją.
-Co nie sprawia, że nagle obchodzi mnie zdanie rozpuszczonego chłopaka - wycedziłam przez zęby i puściłam dłoń ciemnowłosego.
-Daj spokój. Nie wiem, gdzie się nasłuchałaś tych głupot, ale Niall to chyba ostatnia osoba na tym świecie, o której można powiedzieć, że jest rozpuszczona. Podobasz mu się, moja droga. Ciągle o tobie nawija, więc radzę ci się nim nie bawić, bo nie wiem, czy chcesz znaleźć się w rękach Louisa - zagroził mi i już przez chwilę myślałam, że to na poważnie, ale potem wybuchł śmiechem. No dobra, tego kolesia nie dało się nie lubić. Także wybuchłam gromkim śmiechem. Chwila, chwila... czy on przed chwilą powiedział, że podobam się Horanowi? Chrzanić to, w dupie go miałam. Wtedy, w tamtej chwili liczyło się tylko to, jak dobrze bawiłam się z Zaynem. W pewnej chwili Malik wziął w dłoń jedną z poduszek Nialla i uderzył mnie nią. Szybko chwyciłam drugą i oddałam mu.
-No, hahaha... tak się chcesz bawić, mała? - Zapytał urywając ze śmiechu, a ja tylko zachichotałam i ponownie uderzyłam go poduszką. Nasza walka trwała może z pół godziny, gdy w końcu Zayn przyszpilił mnie do łóżka tak, że trzymał rękoma moje łokcie tuż nad moją głową i do tego siedział na mnie okrakiem. Zaczęłam się miotać jak szalona, ale ten tylko wzmocnij uścisk.
-Zaraz zacznę krzyczeć, że mnie gwałcisz. Na pewno ktoś mnie przyjdzie uratować - zagroziłam, a Zayn spojrzał na mnie groźnie. Naprawdę, przez chwilę myślałam, że mnie tam zgwałci.
-Jestem zawodowcem, maleńka - mruknął z półuśmiechem.
-To znaczy? Boże, jaki ty jesteś zabawny - zatrzęsłam się ze śmiechu.
-Jestem zamachowcem, więc lepiej nie kpij sobie ze mnie i moich gróźb, skarbie - mruknął przykładając swoje czoło do mojego. Jak na mój gust, byliśmy za blisko siebie, ale tak mi było przyjemnie. Nagle ciemnowłosy odskoczył ode mnie. W życiu nie przypuszczaliśmy, że to może się stać...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, dzisiaj bardzo krótko, ale to tylko dlatego, że najpierw nie miałam weny, a potem było całe zamieszanie w związku z rozpoczęciem trzeciej klasy gimnazjum. Mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie. Jak myślicie, co się stało w pokoju?

wtorek, 21 sierpnia 2012

Chapter 3

POD ROZDZIAŁEM ZNAJDUJE SIĘ JEDNO OGŁOSZENIE. PROSIŁABYM, ŻEBY WSZYSCY PRZECZYTALI :)

Przeciągnęłam się na łóżku zrzucając przy tym poduszkę na ziemię. Zaklęłam w myślach, nie chciałam nic mówić na głos, bo u Lilou był jakiś kolega z roku. Była godzina 9:30, a ja nadal leżałam w łóżku mimo tego, że obudziłam się o 7:00 rano. Pokręciłam się wtedy po domu i zdałam sobie sprawę z tego, że trochę stresuję się przed spotkaniem z Niallem. Nie było żadnego powodu do stresu, czułam się przy nim swobodnie, ale bałam się, że coś się stanie. Moje obawy były irracjonalne, ale często taka byłam. W końcu podniosłam się powolnie z łóżka i powędrowałam z ciuchami do łazienki. Po odbyciu porannej toalety i ubarniu się w >>to<< podkreśliłam lekko oczy kredką oraz tuszem do rzęs i wyszłam z łazienki. Na całe szczęście miałam jeszcze pół godziny, żeby dojechać do Nialla, a po drodze kupić jakąś gazetę, bo ciekawa byłam co się dzieje na świecie. Gdy znajdowałam się przed drzwiami do pokoju siostry zawahałam się z ręką uniesioną na wysokości głowy. Może nie powinnam im przeszkadzać? Chrzanić to, Li by miała mnie w dupie. Usłyszałam ciche pozwolenie, żebym weszła do pokoju.
-Lilou, ja jadę na lunch z Niallem. Nie wiem kiedy wrócę, ale możesz się nie martwić ani o mnie ani o samochód. Wróci cały tak jak wczoraj - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka siedzącego na podłodze koło mojej siostry. Miał jasnobrązowe włosy i morskie oczy. Jego usta unosiły się teraz przyjaźnie w kącikach.
-Tak na marginesie, jestem Dave - pomachał mi dość śmiało jak na pierwsze spotkanie.
-Vivian - odpowiedziałam z przyjaznym uśmiechem. Matko, jaki on był zabójczo przystojny! Lilou chyba zauważyła, że podoba mi się jej kolega, bo skarciła mnie spojrzeniem. Opuściłam pokój śmiejąc się pod nosem, po czym wyszłam z domu chwytając po drodze kluczyki od Volkswagena. Już miałam wsiąść do windy, gdy przepchnął mnie jakiś młody brunet.
-Ty, koleś! Może trochę uważaj jak chodzisz - zaatakowałam od razu. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Ogarnij się, nie udawaj takiej ostrej - powiedział, a ja spojrzałam się na niego jak na debila. To znaczy jak zwykle na nowo poznanych ludzi. Chłopak był w sumie całkiem przystojny, ale zachowywał się jak dupek. Chyba zauważył, że go w myślach oceniam bo uśmiechnął się pod nosem i przepuścił mnie w drzwiach windy. Nie miałam ochoty podtrzymywać dłużej rozmowy, więc włożyłam w uszy słuchawki i włączyłam jedną z piosenek mojego ukochanego zespołu Rammstein. Muzyka grała tak głośno, że brunet zmierzył mnie kilka razy przestraszonym spojrzeniem.
-A więc metalówka... - Usłyszałam cichy głos.
-No nie kurde. Jestem słitaśną lalką barbie, która ma na mordzie kilogram tapety - odparłam z uśmiechem, a chłopak skrzywił się.
-Metal nie jest zły. Nie jestem wielkim fanem, ale na Rammstein się natknąłem. Spoko są - powiedział pewnie po to, żeby mnie udobruchać. Nie chciałam być niemiła, więc wewnętrznie wybuchłam śmiechem, a mój wesoły środek znajdował się pod grubym pancerzem obojętności.
-Jestem Jace McGras. Mieszkamy po sąsiedzku - powiedział niby od niechcenia. Nie miałam ochoty go słuchać, ale nie miałam wyboru. Jeszcze zostało kilka pięter do minięcia.
-Super, że mi powiedziałeś. Naprawdę bardzo mnie interesuje, gdzie znaleźć chłopaka wyglądającego jak pedał. Dzięki za info - powiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie urażony.
-Serio nie musisz udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jesteś - mruknął i wysiadł na parterze. Miałam ochotę pójść za nim i przeprosić go za zajście, ale porzuciłam ten głupi pomysł. To nie ja tu byłam od przepraszania. Wiem, że osoba, która to czyta może uznać mnie za sukę, ale ja po prostu taka byłam i nie zmieniałam się bo moi przyjaciele i mój chłopak w San Antonio akceptowali mnie i kochali mimo wszystko. Od kiedy przyjechałam do Londynu rozmawiałam tylko raz z Austinem. Wczoraj i to tylko przez pół godziny, bo musiał biec na jakiś wywiad. Wiem, że dopiero tu przyjechałam, ale już tęskniłam i nie wiedziałam ile czasu dam pociągnąć w nowym miejscu bez jedynej osoby, na której mi tak naprawdę zależało. Oczywiście fajnie, że poznałam Nialla i zaczynałam nawet za nim przepadać, ale ten tępy blondas nie zastąpi mi nigdy Austina - taka była bolesna prawda. Tak rozmyślając dotarłam do samochodu, który stał zaparkowany tam, gdzie zawsze. Przyłapałam się na tym, że mimo, iż jestem tu dopiero 2 dni to już zaczynałam przyzwyczajać się do pewnych rzeczy. Przyjęłam to w sumie z ulgą, bo wcześniej się męczyłam. Wsiadłam do samochodu, rzuciłam torebkę na miejsce pasażera i ruszyłam przed siebie.
*
Właśnie wróciłam do auta. Kupiłam jakąkolwiek gazetę, żeby ją szybko przejrzeć. Lubiłam być na czasie z informacjami lokalnymi nawet jeśli nie znałam - tak jak w tym przypadku - miejsca, w którym się znajdowałam. Spojrzałam na zegarek, potem na nawigację. Pozostawało mi jeszcze 15 minut, a znajdowałam się raptem przecznicę od podanego adresu. Okolica była tu sympatyczna, bo nie był to bezpośrednio środek miasta. Nikt się nigdzie nie spieszył. Usiadłam za kierownicą i wzięłam gazetę do ręki. Od razu tego pożałowałam. Miałam ochotę pójść do kibla, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i użyć tej gazety jako papieru toaletowego. Cholera! Kurwa jego jasna mać! Nie wytrzymałam i momentalnie znajdowałam się pod dość okazałym apartamentowcem, w którym mieszkały patafiany z One Direction. Koleś przy bramie zatrzymał mnie i wsadził mi głowę do środka samochodu przez okno. To nie było miłe, bynajmniej jego oddech nie pachniał fiołkami. Skrzywiłam się tylko wewnętrznie, bo nie chciałam wyjść na chamską. Od tego kolesia zależało moje późniejsze położenie.
-Nie widziałem pani tutaj wcześniej. Do kogo? - Mierzył mnie bystrym spojrzeniem.
-Vivian Parker do Nialla Horana - oblizałam spierzchnięte wargi. Nie wiem nawet kiedy przestałam produkować ślinę. Byłam tak wściekła, że przestałam zwracać uwagę na otaczający mnie świat. Facet wycofał się z mojego samochodu, zajrzał do skórzanego notesu, po czym pozwolił mi jechać dalej. Zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc pod apartamentowcem, złapałam torebkę, wyskoczyłam z Volkswagena i pognałam przed siebie zamykając przez ramię samochód. Spojrzałam w międzyczasie, na które piętro muszę się udać. Okazało się, że tylko na trzecie. Gdy doszłam do wniosku, że w windzie będzie tłok, bez zastanowienia pognałam po schodach prosto do wskazanego mieszkania. Zadzwoniłam do drzwi i usłyszałam po ich drugiej stronie jakiś ruch. Wreszcie po kilku niecierpliwych dzwonkach, drzwi otworzył mi śniadoskóry chłopak. W pasie był przepasany tylko ręcznikiem. W normalnej sytuacji bym się podnieciła, ale teraz nie było czasu na pierdoły.
-Siema, jest Niall ? - Zapytałam zaglądając chłopakowi przez ramię. Spojrzał na mnie jak na szaleńca.
-Uhu, chcesz możemy sobie zrobić zdjęcie. Daj mi tylko minutkę na ubranie się. Może wejdziesz? - Spojrzał na mnie przyjaźnie. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po kilku sekundach mnie oświeciło i roześmiałam się perliście.
-Dlaczego się śmiejesz? - Zapytał, jak mniemam, Zayn.
-Bo ty ... hahahahahahahah... Ty myślisz, że ja jestem waszą fanką. O matko, serio jesteś dość tępy - zakpiłam z chłopaka, a on spojrzał na mnie urażony. -Kurwa, pytam gdzie Niall - powtórzyłam już poważnym tonem. Nagle zza Zayna wychylił się Harry.
-Cześć Vivian! Miło cię znowu widzieć! - Powiedział ucieszony. Wczoraj przy pożegnaniu nie był taki wesoły, chyba się mnie wręcz bał, ale widać mu przeszło. Albo może moja siostra opisała mnie w superlatywach. Podniosłam rękę i pomachałam mu przyjaźnie.
-Cześć Harry. Mógłbyś powiedzieć swojemu przygłupiemu koledze, żeby mnie wpuścił? - Poprosiłam robiąc maślane oczka. Zależało mi na czasie, bo musiałam tę sytuację wyjaśnić z Niallem. Harry wbił Zaynowi palce w żebra, ale ciemnowłosy ani drgnął. Trwało to może ze dwie minuty. W końcu wkurzona postanowiłam staranować wejście i z całej siły naparłam na chłopaków. Odrzuciło ich aż na ścianę za drzwiami. Rozejrzałam się rozkojarzona po mieszkaniu. Teraz zostawało tylko się zorientować się co gdzie jest. Po prawo znajdował się salon w którym jakiś chłopak oglądał telewizję, przytulając się z dziewczyną ubraną w pastelową bluzkę oraz spodnie z wysokim stanem. Salon był połączony z małą kuchenką, w której znajdowała się druga para. Kolejny członek One Direction ze swoją dziewczyną, która miała śliczne, kręcone włosy. Miałam ochotę podbiec do niej i sprawdzić czy są prawdziwe, ale po raz kolejny tego dnia porzuciłam durny pomysł. Po lewo znajdowały się dwa pokoje, a na końcu korytarza schody, które prowadziły pewnie do pozostałych trzech sypialni. Nagle ktoś uderzył mnie z całej siły drzwiami w plecy. Już miałam pacnąć palanta, który to zrobił, gdy nagle zorientowałam się, że stoję w objęciach Nialla. Od uderzenia zaczęłam się chwiać, ale blondyn mnie przytrzymał.
-No hej. Znowu dość niezręcznie - szepnął tak, żeby inni nie słyszeli, a ja zachichotałam, jakbym była chora na umyśle. Zupełnie zapomniałam o sprawie, która tak bardzo mnie dręczyła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj szybko, bo dziękuję tylko jednej osobie.
Dorota, dziękuję Ci, że motywujesz mnie wpierdolem do tego, żebym tutaj pisała kolejne rozdziały. Twoje słowa bardzo mi pomagają<3

INFORMACJA
Otóż chciałam Wam powiedzieć, że nie musicie ze mnie robić debilki. Dobrze wiem, że nie czytacie moich rozdziałów, dziewczyny. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Ostatni blog zawiesiłam dwa lata temu i wtedy ludzie byli całkiem inni. Miałam może i kilku tylko czytelników, ale za to porządnych, którzy nie słodzili mi na każdym kroku, ale potrafili zjechać za błędy, doradzić. No i z całą pewnością czytali całe moje rozdziały i komentowali wszystko, co się w nich działo. Gdybym wiedziała, że teraz będzie tak jak jest, nigdy nie zawiesiłabym mojego poprzedniego bloga. Powiedzcie mi: po co ja wchodzę na Wasze blogi, wszystko czytam i komentuję szczerze to, co było w rozdziale, skoro wy przychodzicie tutaj i olewacie mnie po całości? Ze wszystkich moich czytelników jestem pewna, że czytają to Ola, Dorota i Zuza. Ta ostatnia jest na bieżąco, zna rozdziały zanim je opublikuje i bardzo mi pomaga. Potrafi mnie zjechać za błędy, ale potrafi też słodzić jak jej się coś podoba. I właśnie takich czytelników cenię. Niepotrzebne mi są osoby, które piszą komentarz tylko po to, żeby napisać kilka wyrazów, po czym zareklamować swój blog, na który ja głupia wejdę i przeczytam. Serio, wolę żebyście nie komentowali już wcale. Z wielkim dzisiaj smutkiem, do następnego rozdziału. Opublikuję go jak będzie 10 komentarzy :) 

środa, 15 sierpnia 2012

Chapter 2, part 2

Siedziałam na kanapie w salonie z nogami opartymi na małym drewnianym stoliku. Już miałam przełączać na inny kanał niż MTV, gdy nagle zadzwonił telefon. Sięgnęłam ręką do kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. No tak, dzwoniła ciotka.
-Halo ? - Odebrałam obojętnym głosem.
-Cześć, Vivian. Dzwonię się tylko upewnić, czy nie wysadziłaś bloku w powietrze albo coś w tym stylu - powiedziała ciotka, a mi mimo woli zrobiło się przykro. Za kogo ona się miała?
-Jeżeli tak bardzo Ci zależy na wiedzy na ten temat to nie, nic nie wysadziłam. Oglądam właśnie telewizję. Konkretniej to MTV, a jeszcze konkretniej to 'Licealne Ciąże' . Nie wiem absolutnie, co w tym ciekawego, ale niedługo będę jechać po Lilou i muszę czymś sobie zapchać ostatnie minuty czekania na telefon od niej. Tak, ciociu. Sama poprowadzę samochód, mam skończone 18 lat i nie musisz mnie tak pilnować. Aż taką niedorajdą nie jestem.
-Aaaa... No dobrze, dobrze. Chciałam tylko się upewnić, czy twoja siostra ma dokąd wracać - mruknęła po drugiej stronie słuchawki, a ja miałam ochotę przejść się do niej, wyrwać drzwi wejściowe i nabić je na ten durny, stary łeb.
-Cześć, ciociu - tylko tyle jeszcze powiedziałam i od razu się rozłączyłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ciocia pewnie opowie o tym incydencie mamie, ale nie przejmowałam się tym. Ja byłam w Londynie, mama w San Antonio. Nic mi nie mogła zrobić. Porzuciłam wcześniejszy pomysł przerzucania kanału, bo wiedziałam, że i tak nie znajdę nic ciekawego dla siebie. Co za różnica, czy będę oglądać to gówno czy inne? W końcu podniosłam się z kanapy i zlustrowałam salon i kuchnię. Cholera, tam był taki syf, że nie było gdzie postawić nogi! W jednej chwili postanowiłam, że póki mam czas to posprzątam. Pobiegłam jeszcze tylko do pokoju po płytę zespołu Slipknot i włączyłam ją na odtwarzaczu DVD. Zaczęłam od mycia talerzy, szklanek i innych garów. Potem wyniosłam śmieci, a na samym końcu odkurzyłam i wszystko ułożyłam. Wszystko zrobiłam zaledwie w godzinę i nic nie zepsułam. Mogłam czuć się naprawdę dumna. Mimo wszystko poczułam, że utarłabym ciotce nosa, gdyby tu teraz była. Wyłączyłam głośno grającą muzykę. Gdy znowu miałam zasiąść przed telewizorem usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
-Wreszcie odebrałaś. Coś ty robiła, że nie mogłam się dodzwonić? Już myślałam, że coś się stało - usłyszałam w słuchawce zatroskany głos starszej siostry.
-Nic nie robiłam, po prostu odkurzałam i nie słyszałam dzwonka.
-Dobra, dobra. Słuchaj, mogłabyś po mnie podjechać? Spotkanie się trochę przedłużyło, bo się doskonale gadało, ale akurat za pół godzinki powinno się skończyć - wyjaśniła Lilou.
-Jasne, że mogę. Niedługo będę, tylko nie każ mi na siebie długo czekać, bo odjadę - ostrzegłam i usłyszałam chichot po drugiej stronie słuchawki. Potem nastąpiła tylko głucha cisza, bo siostra rozłączyła się. Założyłam szybko buty, wyszłam z domu, zamknęłam go i zjechałam windą na podziemny parking. Miałam mały problem ze znalezieniem naszego stałego miejsca, ale po dziesięciu minutach siedziałam już w samochodzie. Droga do szkoły mojej siostry była nudna. Po prostu jechało się zatłoczonymi ulicami zapchanego ludźmi Londynu. Naprawdę nie przepadałam za tym miejscem i to nie była już niechęć spowodowana obecnością mojej siostry. Po prostu przeprowadzka z ciepłego San Antonio do pochmurnego Londynu była dla mnie szokiem. Może kiedyś pokocham to miejsce? W końcu podjechałam pod szkołę siostry i zaparkowałam na ostatnim wolnym miejscu. Wiedziałam, że jeszcze trochę sobie poczekam, tak więc podgłosiłam radio i aż mnie zemdliło. Nawet tutaj puszczali to durne The Wanted? Serio, nie lubiłam tej muzyki, więc postanowiłam wyjść z samochodu i na własną rękę poszukać Lilou. Nie po takich dużych szkołach się chodziło po godzinach. Weszłam głównym wejściem do szkoły. Zaraz za pierwszym zakrętem zatrzymał mnie woźny.
-Przepraszam bardzo, ale panienka do kogo? - Zapytał miło, ale podejrzliwie.
-Moja siostra jest na spotkaniu absolwentów i ... Zapomniała kluczy, muszę jej je dać - skłamałam szybko. Jeżeli powiedziałabym prawdę, woźny mógłby mnie wysłać z powrotem do samochodu, bo nie miałam ważnego powodu, żeby szukać siostry. Szukałam i szukałam, ale nikogo nigdzie nie znalazłam. W pewnym momencie się wkurzyłam i przyspieszyłam kroku machając rękoma tak, że aż wyrzuciłam z nich torebkę. Schyliłam się po nią i gdy już się miałam podnieść, moja głowa uderzyła w czyjś łokieć.
-Co jest do jasnej cholery ?! - Ryknęłam patrząc na rzekomego napastnika. Młody, niebieskooki blondyn patrzył na mnie z przerażeniem. Przyjrzałam mu się uważniej. Jeszcze jego tu nie było! Niall Horan z One Direction. Wokalista bandy niewyżytych dzieciaków, którzy nie potrafią tworzyć muzyki.
-No świetnie! Patrzysz się na mnie jak na głupią, a to nie ja tobie przyrąbałam łokciem w głowę i to nie ciebie boli teraz łeb! Nie otwieraj tej gęby, lamusie. Myślisz, że jak jesteś gwiazdą to wszystko ci można?! - Naskoczyłam na chłopaka bez powodu. Myślę, że stało się to tylko dlatego, że musiałam na kimś wyładować moją nienawiść do zespołu, w którym śpiewał Niall. Wreszcie blondyn potrząsnął głową, jakby się obudził ze snu i spojrzał na mnie niewinnie.
-Strasznie cię przepraszam. Zamyśliłem się i nie słyszałem najwidoczniej jak ci upada torebka. Naprawdę przepraszam. Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić...
-Najlepiej to odejdź i mi się więcej nie pokazuj na oczy. Aha i niech 1D zawiesi działalność, bo kiedyś was wszystkich razem z waszymi posranymi fankami pozabijam - zagroziłam z zupełną powagą. W miejscowości, z której wyjechałam było mnóstwo Directionerek, a wszystkie były gówno warte. Tak więc wiedziałam, gdzie zacznę moją ewentualną rzeź.
-Nie to miałem na myśli. Może ci w czymś pomóc, bo widzę, że czegoś szukasz? - Zaproponował zupełnie uprzejmie, a mi mimo woli zrobiło się cieplej na sercu. Ja na niego wrzeszczałam, a on był dla mnie miły. Głupia krowa z kolczykiem w nosie i czerwonymi włosami wyżywała się na nim, a on i tak potrafił się zachować jak należy. I wtedy zrobiłam coś, za co wiele dziewczyn by mnie zabiło.
-Mam gdzieś moją siostrę - bo jej właściwie szukam - ale możemy skoczyć na kawę albo gdzieś - nie miałam nad tym panowania, ale uśmiechnęłam się do blondyna. Zobaczyłam krótki błysk w jego oku.
-Dobra, ale ja stawiam! W ramach przeprosin, że mój łokieć znalazł się w twojej głowie. Tylko trzeba zorganizować transport.
-Możemy jechać moim samochodem, siostra sobie poradzi - spojrzałam na blondyna z nadzieją, że osoba, po którą on prawdopodobnie przyjechał będzie miała czym wrócić.
-Spoko. Muszę jeszcze tylko znaleźć Harry'ego i mu dać kluczyki do samochodu.
-Czekaj, czekaj. Co tu robi Styles ? - Zapytałam zaintrygowana. Gwiazda w zwykłym liceum?
-Jest na spotkaniu klasowym. Chodził tu do szkoły. Jak mniemam twoja siostra jest na tym samym spotkaniu, więc najwyżej poprosi się Hazzę, żeby podrzucił twoją siostrę do domu - powiedział Niall, a mi znowu się zrobiło miło na sercu.
-Tak w ogóle mam na imię Vivian - powiedziałam chrząkając. Już wcześniej podejrzewałam, że o czymś zapomniałam.
-Tak w ogóle mam na imię Niall - chłopak uśmiechnął się po czym chrząknął dokładnie mnie naśladując. Po dość długim patrzeniu się na siebie ruszyliśmy na poszukiwania. Jak się okazało, wcześniej się przeceniałam. Szkoła była totalnie zagmatwana. Tylko równie porąbany człowiek mógł ją ogarnąć, tak więc Niall mnie poprowadził i już niedługo staliśmy prze Harry'm i wręczaliśmy mu klucze. Chłopak w lokach zmierzył mnie kilka razy spojrzeniem po czym wyciągnął do mnie rękę.
-Jestem Harry. Harold Edward Milward Styles, do usług - mrugnął do mnie. Spojrzałam na niego jak na debila.
-Vivian - mruknęłam w odpowiedzi i uścisnęłam jego dłoń. Chłopak spojrzał na mnie zmieszany.
-Siostra Lilou, tak? O matko, jakie mam szczęście! Dwupak! - Wykrzyknął podskakując jak małe dziecko.
-No tak, jestem siostrą Li. I lepiej nie nazywaj nas dwupakiem, bo dostaniesz w mordę - zagroziłam, a chłopak spojrzał się na mnie wystraszony. Podniósł ręce w poddańczym geście.
-To ja podrzucę Lilou do domu, jeżeli wy macie gdzieś iść razem - potwierdził jeszcze z uśmiechem zezując na mnie. Miałam ochotę mu przywalić w szczękę, ale stwierdziłam, że byłoby to mało kulturalne.
*
-No to jak,  powiesz mi skąd tu przyjechałaś ? - Zapytał Niall patrząc na mnie badawczo. Znajdowaliśmy się w jednej z wielu londyńskich kawiarenek, znajdujących się w centrum.
-Ja skąd przyjechałam? Nie pamiętam, żebym wspomniała ci o tym, że nie jestem stąd - powiedziałam szczerze zdziwiona. Jak on to wyczaił?
-Masz ten śmieszny, amerykański akcent i czasami używasz słów, które są angielskie, ale których ja nie jestem w stanie załapać. Jeżeli rozumiesz, co mam na myśli - odpowiedział uśmiechając się przy piciu herbaty. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło! No tak ! Ten porąbany, amerykański akcent.
-No faktycznie, chwilami się zapominam. - Uśmiechnęłam się. - Do tej pory mieszkałam w San Antonio, w Teksasie.
-Kurde, Teksas! Graliśmy tam najlepsze koncerty ze wszystkich w całym USA. Wstyd przyznać, ale tamtych fanów w sumie lubimy najbardziej.
-Powiedz to reszcie, a już nie będziecie postrzegani, jako kochani chłopcy - powiedziałam z sarkazmem, a blondyn zmierzył mnie spojrzeniem przepełnionym współczuciem.
-Oj, kochana. Widać nie wiesz co to fanbase. Czas najwyższy do jakiegoś dołączyć - mruknął również z sarkazmem. Złapałam się za pukiel moich włosów i zakręcałam go sobie niecierpliwie na palcu wskazującym lewej ręki.
-Owszem, wiem co to fanbase. Tylko nie mam zwyczaju przebywać w takich, które są przepełnione rozwydrzonymi fankami, które niby się wspierają, a przy najbliższej okazji zabiłyby tę, która miała szczęście spotkać swoich idoli - w tym przypadku was.
-No popatrz, zdaje się, że jutro będziesz martwa - powiedział upijając kolejny łyk herbaty. Zmierzyłam go groźnym spojrzeniem, zaczynał mnie już wkurzać. Podniosłam się z krzesła z zamiarem wyjścia, gdy Niall przytrzymał mnie za rękę.
-Co ty do cholery chcesz? Najpierw dostaję od ciebie w głowę, potem jesteś miły, a teraz znowu zachowujesz się jak cham - powiedziałam cicho, ale gwałtownie.
-Przepraszam, kurcze, przepraszam. Czasem nie panuję nad sobą. Ale musisz też przywyknąć, że tak jak ty się zachowujesz w stosunku do innych - oni będą zachowywać się w stosunku do ciebie. No weź już usiądź, siedzimy tu dopiero z piętnaście minut.
-Dobra, czekam do kolejnego wahania nastroju. Powiedz mi jak to jest? - Spojrzałam na niego siadając.
-Ale co jak jest ? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Być sławnym i kochanym przez tyle lasek - powiedziałam spoglądając na niego pytająco.
-A jak to jest być dziewczyną wschodzącej gwiazdy popu? - Znowu zrobił to co poprzednio.
-Skąd ty wiesz? - Chłopak mnie intrygował jak cholera.
-Podczas podróży po USA nieraz słyszeliśmy o Austinie Mahone. Zainteresowaliśmy się nim, więc pierwsze co zrobiliśmy to było przeczytanie jego Twittera. No stamtąd do ciebie to droga niedaleka - mrugnął do mnie przyjaźnie.
-No faktycznie, zapomniałam, że wy też używacie środków komunikacji - mruknęłam.
-Powiedz mi coś o sobie. Może jak to się stało, że teraz siedzisz tu, ze mną, w Londynie? - poprosił z uśmiechem malującym się na jego dziecięcej twarzy.
-Sprawa rodzinna. U rodziców krucho z kasą. Siostra tu mieszka już cztery lata i ma własne mieszkanie, więc rodzice postanowili pójść na łatwiznę i mnie tu przysłać - opowiedziałam mu moją historię w sporym skrócie, ale nie było co go przytłaczać moimi problemami. W ogóle zaczęłam się zastanawiać, czemu mu o sobie tyle mówię, przecież nie powinien o mnie nic wiedzieć.
-Kurde, no to kicha. Mam nadzieję, że się wszystko jakoś ułoży - poklepał mnie przyjaźnie dłonią po nadgarstku. Cofnęłam rękę jak oparzona. - Co jest? Coś się stało? Zrobiłem coś nie tak? - Zapytał nagle niby obojętnie, ale jednak z nutką rozgoryczenia w głosie.
-Nie, ale ledwo się znamy. Wolałabym nasz kontakt ograniczyć do minimum - powiedziałam szczerze. Nie chciałam go urazić, ale nie miałam wyboru. Widać chłopak się na mnie napalił, a ja nie miałam wobec niego żadnych, ale to żadnych zamiarów.
-Nie ma sprawy. Co powiesz na spotkanie jutro o 11:00 na lunch ? - Blondyn zupełnie zapomniał o poprzedniej sytuacji. Już miałam odmówić, gdy jakiś wewnętrzny głos zaczął we mnie wrzeszczeć.
-Dobra, okej. Niech ci będzie. Jutro 11:00 - zgodziłam się z lekkim wahaniem. Twarz Nialla rozpromieniała.
-Przyjadę po ciebie ! - Zapewnił z mocą.
-Nie, nie ma mowy. Ja przyjeżdżam po ciebie. Mów mi gdzie mieszka banda dzikusów z One Day Erection - postawiłam się robiąc dzióbek z ust. Niall roześmiał się, widać wreszcie brał moje słowa jako żart, a nie jako sarkazm.
-Dobrze, zapisze ci mój adres i numer telefonu to się zdzwonimy - powiedział patrząc na mnie znad serwetki na której właśnie zapisywał mi swoje dane. Kurka wodna, ile dziewczyn by chciało być teraz w moim ciele.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Doobra, wielkie SORRY za to, że taki krótki ten rozdział i, że tak długo na niego czekaliście, ale musicie przywyknąć, że czasem będę dodawać posty ze sporym opóźnieniem. Mam nadzieję, że chociaż w małej części podoba się tak, jak zamierzałam, żeby się podobało.
Ten rozdział dedykuję dwóm pewnym osobnikom, ważnym dla mnie:
Oli, która jest najlepszą żoną na tym świecie i wciska mi kit, że piszę dobre opowiadanie. No i głównie dziękuję za to, że jest taka wspaniała i daje mi wsparcie 
Zuzi, która kocha Harry'ego mimo, że jest wieśniakiem i broni go przede mną :) Hah, mam nadzieję, że się podoba, moja miła i nie zaczniesz rzezi! Dzięki ogółem za wsparcie i pomoc, bez ciebie nie dałabym rady 
oraz tak na dodatek:
Zespołom Stone Sour i The Wanted bez których nie powstałyby wcześniejsze rozdziały i ten także. The Wanted - Glad You Came inspiruje mnie jak cholera 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Chapter 2, part 1

Rano obudziłam się sama, nikt wreszcie nade mną nie stał i nie truł mi, żeby iść do szkoły. Jak na ten rok - wszystko związane ze szkołą było skończone. Mimo, że nie lubiłam się uczyć, wszystkie testy zdałam pozytywnie. Oceny w sumie nie były beznadziejne, więc rodzice nie robili mi wyrzutów. Rozejrzałam się po nowym pokoju, jeszcze do niego nie przywykłam. Potem wyjrzałam za okno i aż mnie zemdliło. Deszcz. Znowu deszcz. Cholerna woda! Spojrzałam na elektryczny zegarek na mojej szafce nocnej. Była 7 rano. Kurczę, naprawdę mnie porąbało skoro wstaję tak wcześnie. Nie chciało mi się już spać, więc wstałam i skierowałam się do łazienki, żeby odbyć poranną toaletę. Umyłam zęby, wzięłam krótki prysznic, ubrałam się w >>to<< . Potem włosy związałam w luźny kok i delikatnie podkreśliłam oczy czarną kredką. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w kuchni. Wskazywał godzinę 8:07. Rozejrzałam się bezradnie po pustym, cichym mieszkaniu i w jednej chwili postanowiłam, że wyjdę rozejrzeć się po okolicy. Wzięłam jeszcze tylko czarną parasolkę i opuściłam mieszkanie siostry. Po długim czekaniu weszłam w końcu do windy, w której stał chłopak na oko niedużo młodszy ode mnie. Anthony siedzący w budce pod blokiem pokiwał do mnie energicznie głową. Nieśmiało zamachałam ręką. Zaczynałam lubić tego faceta. Deszcz jakoś bardziej przeszkadzał, gdy znajdowałam się w mieszkaniu. Pod osłoną parasola byłam bezpieczna. Spacerowałam powolnie uliczkami Londynu. Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam go:
-No siema, młoda. Powiesz mi gdzie jesteś? Już myślałam, że kosmici cię porwali - usłyszałam w słuchawce głos mojej starszej siostry.
-Poszłam się rozejrzeć po okolicy. Przy okazji - nie jedz śniadania, bo mam coś dla nas. Będę za piętnaście minut - powiedziałam, po czym, nie czekając na odpowiedź siostry, rozłączyłam się. W końcu po pół godzinie spaceru moim oczom ukazała się cukiernia. Postanowiłam wejść do niej, kupić jakieś świeże bułeczki i kawę i wracać szybko do domu. Po jakimś czasie nadeszła moja kolej na kupno słodkości. Kupiłam dwie bułki z serem do tego dwie kawy. Zapłaciłam uśmiechając się do ekspedientki. Ta jednak miała chyba niezbyt dobrze rozpoczęty dzień bo wydęła tylko usta i wydała mi resztę. Wyszłam ze sklepu i czym prędzej skierowałam się do bloku, w którym mieszkałam. Miałam już się zdecydować na bieg po schodach, gdy przed nosem otworzyła mi się winda, a ludzie wysypali się w niej i pognali do swoich spraw. Wsiadłam z jakąś starszą panią i wcisnęłam przycisk, który miał mnie wywieźć na dwunaste piętro. W drodze powrotnej włożyłam sobie słuchawki na uszy, tak więc teraz moją głowę napełniał słodki dźwięk głosu wokalisty Slipknota. Pewnie uważacie mnie za dziwną, ale dla mnie jego głos jest po prostu najlepszym w dziejach muzyki. Wysiadając z windy, z żalem wyciągnęłam słuchawki z uszu. Użyłam kluczy, które dała mi poprzedniego dnia siostra i po chwili znajdowałam się w przedpokoju naszego apartamentu. Siostra czekała na mnie w kuchni. Siedząc przy barku, pisała coś na laptopie. Była ubrana w pasiaste spodnie od piżamy i bluzkę z zespołem Ramones. Do tego buty EMU, które nam służyły za ciapy i okulary zerówki, na które Lilou wydała chyba fortunę.
-Co tam masz takiego ciekawego dla nas? - Zapytała niby to miło, ale w jej głosie nadal słyszałam nutki wywyższenia. Boże, jak ja tej zdziry nie znosiłam chwilami.
-Pomyślałam, że może masz ochotę na bułkę i ciepłą jeszcze kawę - położyłam wszystko na blacie przed siostrą po czym poszłam rozłożyć parasolkę na podłodze, żeby mogła obciec z wody. Odwróciłam się do siostry, która cały ten czas milczała. - No co jest ? Myślisz, że nie stać mnie na siostrzany gest?
-No szczerze mówiąc to się nie spodziewałam, ale ... Dziękuję, Vivian - ostatnie dwa słowa prawie wyszeptała. Miałam ją gdzieś. W sumie kupując bułki i kawę wcale o niej nie myślałam, tylko o tym, że sama miałam cholerną ochotę oszamać coś na słodko. Wciągnęłam głośno powietrze. Och tak, tak pachnie wolność. Wzięłam jedzenie i picie w dłonie i powędrowałam przed telewizor. Jedząc, przerzucałam kanały. Doprawdy, jak mając około tysiąca kanałów można nie znaleźć nic ciekawego dla siebie? Gdy w końcu zjadłam rzuciłam piloty na kanapę i powędrowałam do swojego pokoju. Włączyłam komputer i zalogowałam się na skype. Miałam sporo szczęścia, bo Tyler akurat był dostępny. Szczerze mówiąc, to w tamtym momencie miałam gdzieś Austina, Alexa, Roberta i resztę. Tyler był dla mnie najważniejszy, bo miał jakiś problem, a ja nie mogłam mu pomóc bo teraz znajdowałam się masę kilometrów od niego. Poczułam ukłucie tęsknoty za moim rodzinnym San Antonio. Zignorowałam to uczucie i spróbowałam połączyć się z przyjacielem.
-Hej - wreszcie na moim ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz Tylera.
-Cześć, Tyler. Jak tam? - Postanowiłam, że nie wypalę od razu z grubej rury.
-Wszystko okej. Cholernie za tobą tęsknimy, a Austin zaczyna pisać melancholijne piosenki o miłości, którą rozdzielił los. Ja pierniczę, przecież tak nie można. Jesteście dla siebie stworzeni, a rodzice was rozdzielają. Powtórka z rozrywki. Szekspir. Romeo i Julia... - Tyler paplał jak najęty. Owszem, gdy nie mówił, nie był sobą. Ale gdy mówił dużo, dużo głupot to było jeszcze gorsze. Tyler miał coraz większy problem i ktoś mu musiał pomóc. Zacisnęłam dłonie w pięści.
-Tyler, co jest nie tak? Wczoraj byłeś nieobecny, dzisiaj gadasz totalne głupoty. Jest tak jakbyś dostał w łeb jakimś młotem. Na dodatek pneumatycznym - przy okazji mówienia tego doszłam do wniosku, że jestem do bani w spełnianiu postanowień.
-Nic się nie dzieje, jest okej. Po prostu gadam głupoty, bo nie mogę sobie poradzić z nową sytuacją - odparł wzruszając ramionami. Zmrużyłam oczy.
-Serio chcesz mnie okłamać? Przyjaźnimy się od kiedy pamiętam. Znam cię dłużej niż Austina i Alexa, a ty mi próbujesz wcisnąć kit? Czy tak według ciebie wygląda przyjaźń? Wiem, jestem do bani, zawaliłam, ale nie miałam wyboru. Ale ty jesteś swoją drogą totalnie do kitu. Nienawidzę, gdy masz przede mną tajemnice. Nie cierpię cię wtedy. Nie cierpię cię teraz. Daj znać jak zachce ci się gadać - mruknęłam po czym rozłączyłam się i czym prędzej zeszłam ze skype. Gdy wyszłam ze swojego pokoju była już godzina 12:30 . Moja siostra czekała już gotowa, ubrana w >>to<< patrzyła na mnie ze współczuciem.
-Przez przypadek usłyszałam kawałek twojej rozmowy z Tylerem. Nie przejmuj się nim - powiedziała i zrobiła coś, co sprawiło, że aż mnie zamurowało. Przytuliła mnie. Ta jędza mnie przytuliła! Odsunęłam się od niej skrępowana.
-Jedźmy już lepiej, bo się spóźnisz - powiedziałam uśmiechając się - jak na mój gust - sztucznie.
-Spokojnie, mamy jeszcze półtorej godziny, ale skoro nalegasz to jedźmy.
Wyszłyśmy, zamykając za sobą mieszkanie, po czym zjechałyśmy windą na parking podziemny. Odszukałyśmy naszego Volkswagena i wsiadłyśmy do niego - ja za kółko, Lilou obok mnie. Tym razem to ja miałam władzę w samochodzie, tak więc całą drogę słuchałyśmy Nickelback. Widziałam, że moja siostra nie była z tego faktu zbytnio zadowolona i spojrzała na mnie kilka razy ze skosa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam się z nią drażnić i przez chwilę poczułam, że znowu jest mi bliska. To uczucie minęło jednak bardzo szybko, bo znowu nie miałyśmy tematów do rozmowy. Do celu naszej podróży dojechałyśmy po 25 minutach.
-No to ja lecę. Odezwę się za jakieś 2-3 godziny. Napiszę smsa, albo puszczę głuchego. No to narka - poinformowała moja siostra po czym wyskoczyła z samochodu. Stałam w miejscu jeszcze chwilę patrząc na idealną Li. W końcu ruszyłam w drogę powrotną do bloku...

niedziela, 5 sierpnia 2012

Chapter 1


-Nie da się nic z tym zrobić? - Austin wpatrywał się we mnie z widocznym żalem w oczach.
-Aus,przecież obiecałam, że nigdzie nie wyjadę. Nie mogę. Nie zostawię wszystkich osób, których kocham tutaj, w San Antonio, a sama nie wyjadę do jakiegoś Londynu - spojrzałam na niego z determinacją. Dzisiaj rano dowiedziałam się, że już jutro opuszczam rodzinne miasto i wyjeżdżam do mojej ciotki do Londynu. Moja siostra mieszka już tam kilka lat. Ja musiałam wyjechać z San Antonio, bo moi rodzice mieli problemy finansowe. To oczywiste, że nie chciałabym być dla nich obciążeniem, ale nie potrafiłam zostawić tutaj mojego chłopaka Austina i najlepszego przyjaciela Alexa. To nie miało sensu. Po policzku pociekła mi słona łza. Odwróciłam szybko głowę w drugą stronę i udawałam, że interesują mnie wszystkie kartki, które mój chłopak dostawał od swoich fanek i uparcie wieszał je na ścianach w pokoju. Otarłam szybko pierwszą łzę, potem kolejną. Nie mogłam przyznać się przed Austinem to swojej słabości. Od kiedy jesteśmy razem płakałam przy nim tylko raz. W pokoju zapadła uciążliwa cisza.
-Może powinnaś tam jechać? Nie zrozum mnie źle, ale może rzeczywiście sytuacja tego wymaga i to nie jest kaprys twoich rodziców? - ciągle byłam odwrócona od Austina, ale czułam jego spojrzenie na sobie.
-Austinie Mahone . Obiecuję ci, że nigdzie stąd nie wyjadę. Nigdy - zastanawiałam się, czy obiecując to nie byłam chamem. Przecież w sumie i tak nie miałam wyboru.
-Vivian Parker. Kocham cię, ale myślę, że powinnaś tam jechać - Aus spojrzał na mnie przepraszająco. Nie miałam mu tego za złe, bo generalnie miał rację. Spojrzałam przelotnie na zegarek i zorientowałam się, że jest już godzina 20:00 . Jeżeli naprawdę miałam jechać do tego Londynu jutro punktualnie w południe to musiałam jak najszybciej wyruszać do domu. Odwróciłam się do mojego chłopaka, który natychmiast przytulił mnie do siebie.
-Będziesz jutro na lotnisku? - zapytałam retorycznie.
-Jutro, punkt dwunasta na lotnisku. Dla ciebie zawsze, skarbie - pocałował mnie w czoło. Znowu miałam ochotę się rozpłakać, ale zacisnęłam mocno powieki i nie zrobiłam tego. Po prostu wyplątałam się z jego ramion i bez słowa wyszłam z pokoju. Austin nie musiał mnie odprowadzać, bo znałam jego dom jak własną kieszeń.
-Do widzenia, pani Mahone - powiedziałam mijając mamę Austina.
-Żegnaj kochana. Będziemy tutaj wszyscy tęsknić i czekać na twój powrót - niewiadomo z jakiego powodu mama mojego chłopaka przytuliła mnie do siebie. Zawsze się dobrze dogadywałyśmy, ale nigdy nie byłyśmy w stosunku do siebie aż tak wylewne. Uścisk był szybki i przyjacielski. Trampki miałam już na nogach tak więc od razu skierowałam się do wyjścia. Zbiegłam ze schodków pozostawiając za sobą najlepsze trzy lata w życiu. Do domu szłam szybkim tempem, ponieważ mieszkałam kawałek od Austina. Spacerkiem wracałam do domu w pół godziny. Jednak tego wieczora prawie biegłam i już o 20:25 byłam w domu.
-Wróciłaś - mój tata opierał się o blat w kuchni.
-Jak widać. Gdzie są torby? Chcę się już spakować i mieć to za sobą. Aha, i gdzie bilety na lot? Bez nich raczej nie da rady mnie wysłać do ciotki - udawałam obojętność, ale w głębi duszy krzyczałam z rozpaczy.
-Córciu, tak mi przykro. Obiecuję, że wrócisz tutaj jak tylko uda nam się wyjść na prostą. Nie chcę nic psuć w twoim życium, zrozum. Przecież wiesz, że nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego celowo.
-Błagam cię, tato, nic już nie mów, bo się rozpłaczę. Po prostu pomóż mi się spakować, bo mama jest przecież do 23:00 w pracy - powiedziałam to bez sensu, bo przecież tata doskonale zdawał sobie sprawę z tego, o której do domu wraca jego żona. Poszliśmy razem na górę i zabraliśmy się za pakowanie. Trochę ciuchów zostawiłam na następny dzień, nie brałam paru rzeczy, bo za trzy miesiące do Londynu miał przylecieć Austin i liczyłam, że on mi te drobiazgi zabierze do nowego domu. Ogólnie z pakowaniem zeszło do drugiej w nocy. W końcu mogłam pójść się umyć i spać. Tej nocy nic mi się nie śniło. Ze wszystkich stron zalewała mnie tylko głęboka czerń. Rano obudził mnie krzyk mamy. Z tego co słyszałam, była już 10:30. Zerwałam się na równe nogi, bo wiedziałam, że niedługo musimy wyjeżdżać. Ostatnie spojrzenie na mój pokój. Aż łza kręciła się w oku. Dawno już sobie postanowiłam, że nie będę płakać. W końcu ruszyłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę, po czym ubrałam się w >>to<< . Gdy wyszłam, moje walizki stały już na dole przy wyjściu. Zeszłam po schodach nie oglądając się za siebie. Chwyciłam rączkę od walizki i wyszłam z domu.
*
Właśnie mijały ostatnie chwile, które mogłam spędzić w towarzystwie mojego chłopaka i reszty paczki. Austin trzymał mnie mocno w objęciach. Mimo tego, że przytulał mnie tak mocno, miałam możliwość rozmawiania z Alex'em, Robertem, Andrew'em i Taylorem. Moi rodzice niestety tylko odstawili mnie na lotnisko, po czym każde pognało w swoją stronę. Przy najbliższej okazji powiem im, żeby pocałowali mnie, albo siebie, w dupę. W końcu Aus przyciągnął moją głowę i pocałował namiętnie.
-Błagam cię A-meezy . Jesteś ohydny - mruknął zdegustowany Alex. Mój chłopak oderwał się ode mnie, nadal jednak pozostawałam w jego objęciach.
-Zamknij mordę, Sleezy - warknął zdenerwowany Austin. W sumie to mu się nie dziwiłam.
-Nie, żeby coś, ale za 10 minut masz samolot, Vi, i nie mam pojęcia jak masz zamiar na niego zdążyć - wtrącił wyjątkowo cichy dzisiaj Taylor. Spojrzałam na Roberta, ten pokiwał głową. Jak na Roberta i Taylora milczenie było bardzo, ale to bardzo niespotykane. Odsunęłam się niechętnie od Austina. Ostatni raz uśmiechnęłam się do mojej paczki. Mój wzrok mimowolnie spoczął najdłużej na Taylorze. Wiedziałam, że coś go gnębi, ale nie miałam teraz czasu o to pytać. W tamtej chwili poczułam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie. Obiecałam sobie w duchu, że jutro skontaktuję się z nim przez internet i dowiem się o co chodzi, a potem jakoś mu pomogę. Odwróciłam się na pięcie i pognałam w stronę odpowiedniej bramki.
*
Po dość długim i męczącym locie wreszcie samolot wylądował w Londynie. Pogoda nie była zbyt zachęcająca do mieszkania w tym mieście. Zmarszczyłam czoło zaciągając się wilgotnym powietrzem. Sama myśl o przylocie i zamieszkaniu tutaj wywoływała u mnie odruchy wymiotne, a co dopiero stanie na chodniku podczas deszczu, w czasie gdy moja starsza siostra nie była łaskawa ruszyć tyłka. Wreszcie pod mój nos podjechał czarny Volkswagen Touareg . Samochód naprawdę zachwycał. Rodzice musieli się na niego sporo wykosztować. Moja siostra jak zwykle wyglądała idealnie. Jej ciemne włosy spoczywały spokojnie na plecach. Odruchowo poprawiłam moje rażąco czerwone fale. Lilou uśmiechnęła się na mój widok ni to miło, ni to drwiąco. Zacisnęłam dłonie w pięści. Powtarzałam sobie w myślach, że to nie jest kaprys rodziców, że mnie stąd zabiorą. Jak najdalej od niej. Do Austina. Podeszłam szybkim krokiem do bagażnika i otworzyłam go. Walizkę miałam dość ciężką, ale moje zdenerwowanie sprawiło, że nie odczułam jej wagi i wrzuciłam ją szybkim ruchem do pojemnego bagażnika. Następnie podbiegłam do drzwi od strony pasażera i otworzyłam je zamaszystym ruchem. 
-Cześć - rzuciłam na przywitanie. Udawałam miłą. Musiałam. Nie chciałam sprawić rodzicom przykrości, a mojej siostrze kłopotów. Jakby mnie nie denerwowała, nadal pozostawała moją siostrą.
-Widzę, że wylewna i słodka jak zawsze - mruknęła Lilou.
-Daj sobie spokój. Jestem tutaj tylko dlatego, że muszę - warknęłam. Bycie miłą się skończyło. Każdy dobrze wiedział, że gdybym miała wybierać, wolałabym wyjechać do zapomnianej wioski w Afryce, niż do Londynu do mojej siostry. Dodatkowo miałam być pod stałą obserwacją ciotki. To nie było konieczne, ale rodzice wiedzieli, że jeśli nie zapewnią mi stosownej opieki, to nie będę chodzić do szkoły. Temat szkoły mnie śmieszył, bo naprawdę nie odczuwałam potrzeby uczęszczania do tej zapchanej dupkami i napompowanymi dziuniami dziury. Mniejsza o szkołę, teraz moim największym zmartwieniem była Lilou, z którą nie miałam absolutnie żadnego tematu do rozmowy. Stukałam nerwowo palcem wskazującym prawej dłoni o podłokietnik. Gdy stałyśmy na którychś już z kolei światłach, moja siostra zmierzyła mnie leniwie spojrzeniem.
-A co u Austina i reszty? - Zapytała niby to od niechcenia, ale wiedziałam, że tak naprawdę zżera ją ciekawość. Austin był moim chłopakiem, a Alex byłym partnerem mojej siostry. Nabrałam powietrza, żeby się uspokoić.
-Nic się u nich nie zmieniło. Nadal wszyscy trzymamy się razem - powiedziałam obojętnie. Lilou mieszkała w Londynie od 4 lat i podejrzewam, że nieczęsto rozmawiała z chłopakami przez skype, tak więc jej zaciekawienie było uzasadnione. Te słowa były ostatnimi jakie zapadły podczas drogi do mieszkania mojej siostry. Dopiero, gdy podjechałyśmy pod ogromny wieżowiec, zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie interesowałam się na jakiej ulicy mieszka Li. Spojrzałam szybko na tabliczkę z nazwą ulicy, na jakiej zaparkowałyśmy samochód. Na tej pisało "Limeharbour 189". Lilou wysiadła pospiesznie z samochodu.
-Nie parkujesz? - Zapytałam z ciekawością w głosie. Jak na mój gust w takiej dzielnicy jak Docklands powinny być jakiekolwiek parkingi przy blokach.
-Potem ktoś odstawi samochód. Poproszę Anthony'ego, tak swoją drogą to tutejszy cieć, żeby zaparkował - oznajmiła siostra, a ja wytrzeszczyłam oczy. Czego jak czego, ale tego to ja się nie spodziewałam. Podeszłyśmy do małej budki, w której siedział na oko czterdziestopięcioletni facet.
-Mógłbyś zaparkować, Anthony? Ach, to moja siostra Vivian. Vivian to Anthony, najlepszy dozorca pod słońcem - moja siostra uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a on odwzajemnił jej uśmiech po czym zmierzył mnie wzrokiem.
-Miło mi, proszę pani - mruknął facet. Był naprawdę w porządku z tego, co widziałam.
-Mi również - uśmiechnęłam się.
-Pani Lilou. Tam gdzie zawsze ? - Zapytał. Od razu odgadłam, że chodzi o miejsce parkingowe.
-Tak, oczywiście. Dziękuję Ci, Anthony - moja siostra rzuciła mu na blat kluczyki od naszego Volkswagena i kilka funtów. - A to taki dodatek, drobna forma podziękowania. Czy mógłbyś potem przynieść jeszcze do mieszkania torbę mojej siostry? - Li spojrzała na niego z nadzieją.
Dozorca skinął głową. Widać było, że u niego to codzienność. Biedny człowiek. Skierowałam się za Li do klatki, następnie do windy. Wszystko tutaj było nowoczesne. Nawet przestronne korytarze zapierały dech w piersiach. Co ja mówię, ja prawie nie mam cycków! Nie ważne. W każdym razie wsiadłyśmy w windę i pojechałyśmy na dwunaste piętro. Winda w końcu się zatrzymała, a my wysiadłyśmy na odpowiednim piętrze. Lilou skierowała się w prawo, następnie w lewo. Wyciągnęła z kieszeni jasnych spodni pęk kluczy i wsadziła odpowiedni do zamka w drzwiach. Weszła do środka, zapaliła światła i wpuściła mnie. Mieszkanie było naprawdę cudne, urządzone z gustem. Nowocześnie, ale przytulnie. Cholerna Lilou, wszystko miała idealne. Zagryzłam dolną wargę.
-I jak ? - Zapytała niepewnie. Och, więc jednak mimo wszystko zależało jej na mojej opinii.
-Jest... o kurwa, tu jest zajebiście ! - Krzyknęłam, gdy zobaczyłam mój pokój. Ten pokój był od dzisiaj mój! Ściany były granatowe, meble czarne. Po prawo od wejścia stało ogromne, naprawdę ogromne, podwójne łóżko, a obok niego znajdowała się szafa na pół ściany. Na przeciwko łóżka stało małe biurko, obok słupek. Okno znajdowało się na przeciwko wejścia. Parapet był wyłożony poduszkami tak, żeby można było na nim usiąść. Ogółem pokój był mały, ale urządzony z potwornie ogromnym gustem. Miałam nadzieję, że wszystko będzie tu takie beznadziejne, że będę musiała przeprowadzać remont pokoju na własną rękę. Mimo wszystko, poczułam się mile zaskoczona, że jednak nie musiałam tego robić.
-Jutro mam spotkanie absolwentów w byłej szkole. Mogłabyś mnie odebrać ? - Zapytała moja siostra. O matko, czy nie mylił mnie wzrok? Li się do mnie uśmiechała. Miałam ochotę się uszczypnąć, żeby upewnić się, czy nie śnię, ale się powstrzymałam.
-Spoko, nie ma sprawy. Tylko napisz mi smsa, kiedy wyjeżdżać - mimo wszystko odwzajemniłam uśmiech. Nie musiało być tak beznadziejnie. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Od razu pomyślałam o Anthonym i pognałam, żeby otworzyć. Oczywiście, że to był Anthony. Odebrałam od niego swoją torbę. W tym samym czasie za moimi plecami pojawiła się Lilou, która znowu wręczyła mu kilka funtów i podziękowała za pomoc. Ruszyłam do swojego pokoju ciągnąc za sobą dość dużą walizkę. Na miejscu szarpnęłam ją i położyłam na łóżku. Zaczęłam się rozpakowywać i zeszło mi z tym do 21:15 . Byłam już naprawdę zmęczona, więc postanowiłam się umyć i pójść spać. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Już o 23:00 leżałam w łóżku i po pół godzinie zmorzył mnie sen. Śniło mi się San Antonio i wszystko, co zostawiłam za sobą.